niedziela, 25 maja 2014

2 muzyczne światy

         Jedna niedziela - Luxtorpeda, kolejna - Chopin. Zestawienie nieco dziwne tym bardziej, że na co dzień nie słucham ani rocka ani muzyki klasycznej. Muszę powiedzieć, że oba koncerty, na których miałam okazję być: Luxtorpedy w Radomiu w ramach JuwenDAliów oraz koncercie Miki Okumura z Japonii w ramach 55 sezonu Koncertów Chopinowskich w warszawskich Łazienkach były ciekawym doświadczeniem: posłuchanie czegoś innego niż zazwyczaj, obserwacja nie tylko artystów, ale też reakcji ludzi.
          Najpierw co nieco o świecie nr 1 - Luxtorpeda. Znam jedynie kilka piosenek tego zespołu, ale chętnie wsłuchiwałam się w teksty tych, które były dla mnie nowością. "Wiara, siła, męstwo to nasze zwycięstwo" czy "wybaczam Ci wszystko" to tylko fragmenty tekstów, które niewątpliwie są wartościowe, mają konkretne, sensowne przesłanie. I trochę przestałam się dziwić, czemu tak wielu moich znajomych słucha tego zespołu ;) Mimo, iż dla mnie są to trochę zbyt hałaśliwe/ciężkie (trudno to nazwać) rytmy, to cieszę się, że mogłam uczestniczyć w koncercie. Zobaczyłam jak to wygląda, posłuchałam, co mówi Litza ze sceny, jak reaguje publiczność. Stojąc gdzieś z tyłu byłam raczej w roli obserwatora niż czynnego uczestnika koncertu, ale ta rola całkiem mi odpowiadała. Poza podśpiewywaniem np. "na pierwszy rzut oka nie widać, że Cię kocham" pozostałam bierna z tyłu, przyglądając się całości. Mimo wszystko piosenki Luxtorpedy od niedzielnego koncertu goszczą w moich głośnikach.
(Zdjęcia: Duszpasterstwo Akademickie Radom)
           Kończąc rzut okiem na zdjęcia przechodzimy do świata nr 2. Chopin. "To ktoś jeszcze tego słucha?" - można spytać. Aż się człowiek dziwi, gdy widzi tłumy ludzi - brak wolnych ławek, a nawet kawałków trawy pod warszawskim pomnikiem Chopina. Chciałam być blisko, więc pozostało mi siedzieć na jakiejś żwirkowej alejce, ale było warto. Zaledwie kilka metrów dzieliło mnie od artystki. I choć słońce świeciło mi prosto w oczy, obserwowałam i dziwiłam się z jaką gracją można grać na fortepianie. Do tego wszystkiego dochodziły emocje. Patrząc na występującą kobietę zrobiło mi się trochę smutno. Czemu? Bo szkoda mi było, że nie potrafię tak jak ona poczuć tej muzyki; naturalnie, delikatnie się uśmiechnąć przy radośniejszym fragmencie, a skupić przy bardziej majestatycznym; każdy utwór przeżywać wciąż na nowo. Po kilku utworach obserwacji postawy i mimiki kobiety zamknęłam oczy, by wsłuchać się w wydobywające się dźwięki fortepianu. Było to możliwe, gdyż zgromadzony tłum (po części pewnie przypadkowych spacerowiczów) trwał w milczeniu, niemal bezruchu, jak zaczarowany. Wszyscy wpatrzeni w Mikę Okumura i wsłuchani w niesamowite melodie Chopina. Odchodząc z miejsca koncertu muzyka jakby jeszcze grała - już nie w głośnikach, ale gdzieś wewnątrz, w człowieku.
(Zdjęcie: Stołeczna Estrada - zdjęcie pochodzi z jednego z wcześniejszych Koncertów Chopinowskich)