poniedziałek, 10 czerwca 2013

"Ładna pani jest...gdyby nie żona, nie ręczę za siebie."

Dzisiaj, wracając do domu autobusem dosiadł się do mnie pewien mężczyzna. Wyglądał na dość młodego, choć powiedziałabym, że raczej "Pan" niż "On". Szczupły, w jeansach, koszulce z jakiegoś projektu czy coś w ten deseń (biały T-shirt z nadrukami z przodu i tyłu). W jednej ręce trzymał siatkę z piwami w puszcze, w drugiej dwie pałeczki od perkusji. Na odległość czuć było alkoholem.
Ja, czytając sobie spokojnie książkę (postanowiłam nie marnować sporej ilości czasu spędzanej w komunikacji miejskiej) próbowałam ignorować delikwenta. Ten jednak miał chęć nawiązania ze mną kontaktu: "Gdyby nie żona nie ręczę za siebie." Hmm..komplement? Chyba coś w tym stylu. Owy pan, nie zwracając uwagi na moją obojętność..mówił do mnie. Pałeczki, którymi co jakiś czas uderzał jedną o drugą kupił za 30zł, choć zwykle kosztują 10. Mimo wszystko stwierdził, że jest z nich bardzo zadowolony i "co on już z nimi nie wyczyniał". Pan gra na gitarze (powiedziałam, że też gram). Córka Luiza ma 16 lat, pan kupił jej pianino, córka była zaskoczona (na co odrzekłam, że też bym była). Kupił pianino, bo fortepian by się w dużym pokoju nie zmieścił. Pan ma 3 perkusje, z czego jedna w piwnicy. Chce sobie kupić kolejną, jednak pan na Focha (jest tam sklep muzyczny) powiedział, że będzie ona kosztować 3000zł, pan próbował wynegocjować 2500zł, gdyż jak twierdzi jest częstym kupcem w owym sklepie. Spodnie, które nosi kosztowały 300zł, pan próbował kupić je za 200zł, stanęło na 250. Pan wyraził nadzieję, że skoro gram na gitarze, to zagramy kiedyś razem. "Ładna pani jest...gdyby nie żona, nie ręczę za siebie." - usłyszałam. Pan ma doktorat z ekonomii, jest na czwartym roku filologii angielskiej. Ma emeryturę wojskową. Powiedział, że idzie do knajpy się schlać, że nie chce żyć. Powiedziałam mu że jest młody, ma tyle talentów, pasji, żonę córkę... Odrzekł: "Tak... młody... Tyle już w życiu przeszedłem... śmierć miałem przed oczami." Próbowałam dać człowiekowi cień nadziei mówiąc, że trzeba żyć. Pan szykował się do wyjścia. "Życzę panu trzeźwości." powiedziałam. Na koniec jeszcze dodałam "Powodzenia." Podał mi rękę, ja podałam swoją, ucałował jak gentelman, po czym wysiadł z autobusu. Przeszedł przez jezdnię gdzieś w pobliżu pasów torując sobie drogę na ukos. Ja jechałam dalej z myślą, jak ciekawe historie kryją w sobie ludzie... Zaciekawienie i zamyślenie połączone było jednak ze smutkiem. Nie potrafiłam pomóc. Było mi przykro, że są ludzie, którzy nie odnajdują sensu swojego życia, chcą tylko upić się i umrzeć.
Skłoniło mnie to do refleksji nad tym, jak ważne jest poczucie akceptacji, bycia kochanym, potrzebnym. Tym bardziej, gdy tego samego dnia wpada się do kogoś z trochę niespodziewanym urodzinowym upominkiem. Nie on miał tutaj główną rolę, lecz sam fakt, że można komuś sprawić radość swoją obecnością. To takie miłe :) I to "Dobrze, że jesteś" na pożegnanie..niby nic, a jednak znaczy.

Życzę Wam wszystkim, by nigdy nie zabrakło wokół Was osób, z którymi czujecie się dobrze, możecie porozmawiać, pośmiać się, przytulić czy nawet zwyczajnie pobyć.
Kar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz